czwartek, 11 lipca 2013

Tak wiele obcych światów.

Agniesia szuka pracy, z której nie ucieknie szybciej niż [tu jakieś wzniosłe, literackie porównanie by się przydało] ergo w której wytrzyma dłużej niż tydzień i nie ubzdura się jej w główce, że szefostwo to jej śmiertelni wrogowie dążący do jej rychłego unicestwienia i tym samym nie zerwie umowy w trybie natychmiastowym.

Agniesia myśli życzeniowo. Agniesia topi się w fermentach własnych marzeń. 

Agniesia potrzebuje pieniędzy. Na gwałt. Nie wie jeszcze po co, ale potrzebuje. Każdy przecież potrzebuje. 

Agniesia rozpoczęła już pewne kroki. Albowiem zarejestrowała się na pewnej stronie i napisała tam, że chce do kogoś obrzydliwie bogatego zapałać miłością nieskalaną. I chce się podcierać jego dolarami.

Agniesia czeka na zbawienie. 

Cóż za infantylne stworzonko z tej Agniesi. 

Agniesia kocha Bona Ivera. Agniesia mogłaby z Bonem Iverem, nawet gdyby nie był Bonem Iverem. Mógłby się nawet nazywać Justinem Vernonem. 





13 komentarzy:

  1. Możliwe, bo pisałam tamten komentarz w okolicach drugiej w nocy, po zażyciu tabletek, które pomagają mi usnąć.

    Też szukałam pracy, ale po pewnym czasie stwierdziłam, że jest coś ważniejszego niż pieniądze i samodzielność - to coś, to leżenie w łóżku do 14 i chodzenie w piżamie cały dzień.
    No chyba, że ta mała sugestia to nie był żarcik i szukasz sponsora. Wtedy się i wyleżysz w łóżku, i zarobisz.


    A teraz uważaj, bo mam zajebistego niusa.
    Otóż, w ostatnim czasie bardzo się denerwowałam, stresowałam, tak, że straciłam okres i odnalazłam pierwsze siwe włosy na głowie, ale opłaciło się BO JESTĘ STUDENTĘ NIECHUJOWEGO KIERUNKU NA NIECHUJOWEJ UCZELNI!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wiem, brak okresu generował u mnie wielki stres.

    Telekomunikacji!

    Hmm, niby tak. Chociaż był taki słynny, chrześcijański pastor, którego pewnego dnia nakryli na seksie z męską prostytutką w trakcie bycia na haju na metamfetaminie, a wierni się od niego nie odwrócili, więc...

    OdpowiedzUsuń
  3. Praca brzmi jak zmora ludzi młodych, nie posiadających jej, ale potrzebujących pieniędzy. I mnie też by się jakaś przydała, ale oczywiście nigdzie nie ma odpowiednich etatów, nigdzie nie chcą tylko weekendowo, no po prostu nikt nie rozdaje part tajm dżobów. I co robię ja? Jadę sobie na tydzień do Zakopanego roztrwonić to, co żem uciułała, by móc chodzić na grób Witkacego. Logiczna ja.

    Och ja wiem, że to bez przyszłości. Ale łudzę się nie wiem, na co. Tak sobie... Kolejny powód do cierpienia, czemuż by nie skorzystać, zawsze dobrze jest odrobinę więcej pocierpieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrzebujesz pracy, by móc na nią narzekać. Tak jest bardziej prawdziwie!
      Udam się, jak mi na to budżet pozwoli. Ciekawe ile mnie te wojaże wyniosą. Licząc, że będę stołować się tylko pasztetem z biedry.

      Do czego dążymy w życiu? No... ciężko mi powiedzieć, bo nie mam konkretnego celu. Poza wielką chawirą, w której za papier toaletowy będą robić banknoty. Ale to takie utopijne raczej.

      Usuń
  4. No nie mów, że stałaś się rowerzystką - największym wrogiem pieszego i kierowcy!

    Miałam 3 kierunki, o których myślałam poważnie. Akurat wypadło na telekomunikację (którą w zeszłym roku prawie zaczęłam studiować zaocznie, hue hue hue).

    Z ciekawości... Jak się opisałaś?

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że moją kampanię społeczną "STOP rowerom" muszę zacząć już tutaj...

    Nie, zrobię kurs spawacza i wyjadę za granicę :D

    Ale chwilę, żadnych pikantnych szczegółów? W stylu: mam długie włosy, ponętne usta, sprawne ręce, zero zahamowań...?

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem czy tak przyszłościowo, bo nie zdecydowałam się jeszcze, czy będę spawaczem gazowym, czy elektrycznym... Ale mam na to kilka lat jeszcze.

    Skoro ktoś raczył odpisać, to znaczy, że rynek potrzebuje kogoś, kto pisze o defekacji, odbytach i wzniosłych uczuciach. Jest dla ciebie nadzieja! A zresztą, co ja tam wiem...

    OdpowiedzUsuń
  7. E tam infantylne. Rozczulająco pełne pragnień, marzeń i szlachetnych ideałów. Chociaż nie wiem, czy chęć podjęcia pracy jest szlachetna, ale zbawienie to chyba tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli głos pasowałby do Twojego stwierdzenia, żeś jest stworzeniem - przepraszam - STWORZONKIEM infantylnym. Ale tylko w tym sensie.Z tymi telefonami od pań oferujących kredyt to masz fajnie, bo przynajmniej nie musisz ich spławiać ani nawet rozmawiać ich czy coś. Po prostu mówisz, że poza Tobą nie ma nikogo i proszę zadzwonić później, najlepiej wcale - dziecku się więcej wybacza, więc śmiało spróbuj tak załatwić sprawę.
      Wygląd też mnie interesuje przecież, tylko że wygląd jakoś tam zawsze można sprawdzić. Jakieś fejsbuki, fotoblogi etc. A z głosem nie ma tak łatwo.
      No to podsumowałaś mnie z tym kolorem włosów. ;) A blondynką według Twoich zacnych osądów muszę być jasną czy ciemną, bo nie wiem, czy mam farbę kupować, czy może wystarczająco mieszczę się w Twoim mnie wyobrażaniu sobie? I długość ich jaką mam - ciekawa jestem, jak myślisz? Kolorową personą być lubię, acz nie zawsze zawartość szafy na to mi pozwala.

      Usuń
    2. O nieodbieraniu zupełnym (tak jak by mogło być niezupełne) nie pomyślałam.
      Za Twe przyzwolenie dziękuję, choć ubolewam, że otrzymałam je dopiero po tych osiemnastu latach mojego egzystowania we włosach koloru blond ciemny. Przyznaję jednak, że bardziej utożsamiam się z brunetkami, ale żeby nie burzyć Ci dosłownie wszystkiego, będę mówiła, że należę do tej ponoć mniej inteligentnej części płci pięknej. A jak zingela była mała, to bardzo jasną blondynką była, to Ci mogę jeszcze zdradzić. I są - cóż - chyba bardziej długie niż krótkie, ale do tych z awataru to im jeszcze brakuje. Czyli, jak widzę, możesz spokojnie ufać swojej podświadomości.

      Usuń
  8. Zazdroszczę. Ja wiem na co potrzebuję piniążki - ale nadal ich nie mam, co jest frustrujące w sumie. Powodzenia w szukaniu pracy tak swoją drogą! Ech. I nasuwa się na myśl tekścik znaleziony w internetach: "I need money, not a job". Życiowe jak cholera. I nie jesteś infantylna.

    OdpowiedzUsuń